Forum BIAŁY OWCZAREK  Strona Główna BIAŁY OWCZAREK
Forum Białego Owczarka Szwajcarskiego. Zapraszamy!
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Opowiadanie - Śnieżek, który nie topnieje.

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum BIAŁY OWCZAREK Strona Główna -> O całej reszcie
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
michalina&Valar




Dołączył: 27 Lis 2007
Posty: 1093
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pruszków/Warszawa

PostWysłany: Śro 11:27, 10 Mar 2010    Temat postu: Opowiadanie - Śnieżek, który nie topnieje.

Fajne opowiadanie, polecam do przeczytania, ja tak właśnie widzę nasze "białasy", dla mnie to takie psy jak tytułowy bohater tego opowiadania - Śnieżek Smile.



Śnieżek pojawił się w naszym życiu zimą1974 roku. Miałam wtedy cztery lata. Odkąd tylko tato przyprowadził do domu krąglutkiego szczeniaczka, między nim a psem wytworzyła się szczególna więź. Chociaż w środkowym Teksasie nie ma za wiele śniegu, tato nazwał niezdarnego białego owczarka niemieckiego Śnieżkiem. Podnosił go, patrząc w jego pełne smutku brązowe oczęta.

- Z tego psiaka będą ludzie – mawiał, głaszcząc miękki, puchaty łebek Śnieżka

Niebawem stali się nierozłączni.

Kiedy Śnieżek był jeszcze młodym psem, tato zaczął go szkolić, by dowieść, że Śnieżek potrafi na siebie zarobić. Dobry pies pasterski na ranczo dla bydła jest nieodzowny, więc tato szkolił go na strażnika krów. Zdumiewające było, jak bardzo Śnieżek pragnął zadowolić ojca. Widok, jak obaj zaganiają bydło, był niczym poezja. Tato wskazywał Śnieżkowi krowę, a ten zamieniał się w białą plamkę, która zygzakiem gnała pomiędzy zwierzętami, by zapędzić ją do zagrody.

W dzień tato pracował przy budowie autostrad. Każdego ranka Śnieżek żałośnie się przyglądał, jak tato odjeżdża do pracy swoją furgonetką. Jasne było, że chciałby pojechać z ojcem, lecz mimo to nie zbliżał się do samochodu. Wiedział, że poklepanie po głowie i uniesiona klapa skrzyni ładunkowej oznaczają, że do nikąd nie jedzie – a uśmiech, opuszczona klapa i polecenie „wsiadaj” to zaproszenie na wyprawę z tatą. W takich razach Śnieżek rzucał się do furgonetki, nie posiadając się z radości.

Codziennie o tej samej porze po południu Śnieżek maszerował wolnym krokiem na koniec podjazdu, kładł się pod drzewem judaszowca i cierpliwie spoglądał na długą, żwirową drogę, wypatrując furgonetki taty. Nie musiałyśmy z mama patrzeć na zegarek, żeby wiedzieć, kiedy tato wraca z pracy – zachowanie Śnieżka jasno oznajmiało jego bliskie przybycie. Śnieżek najpierw unosił łeb – nastawiał uszy, a każdy mięsień jego ciała się napinał. Potem z wolna wstawał, ani na chwilę nie odrywając wzroku od żwirowej drogi. W oddali mogłyśmy już wtedy z mamą zobaczyć chmurę kurzu i usłyszeć znajomy odgłos dieslowskiego silnika toczącej się drogą furgonetki taty. Gdy tato wysiadał z wozu, Śnieżek pędził do niego, głośno dając upust swojemu zachwytowi. Mimo że był potężnym psem, tańczył wokół ojca z wdziękiem baletnicy.

Pewnego sobotniego poranka, gdy Śnieżek miał już sześć lat, tato zabrał go razem z Tygrysem – naszym drugim psem pasterskim, owczarkiem australijskim – do posiadłości dziadka, gdzie mieli zająć się krowami, a ja z mamą pojechałyśmy do mamy mojej mamy, Nany, która również mieszkała niedaleko. Kiedyśmy były u babci, zadzwonił telefon. Ze stołka przy telefonie, gdzie przycupnęłam, wyraź nie mogłam usłyszeć pełen paniki głos mamy ojca na drugim końcu kabla telefonicznego. Twarz Nany była blada jak papier, gdy przywołałam mamę do telefonu. Babcia powiedziała mamie, że tatę stratował byk. Nie było wiadomo jak rozległe są jego obrażenia, lecz nie ulegało wątpliwości, że konieczna jest wizyta u lekarza. Postanowiono, że ja zostanę u Nany, tymczasem mama zawiezie ojca na pogotowie. Z płaczem wtuliłam się w narożnik starej babcinej kanapy, a Nana na próżno usiłowała mnie pocieszyć.

Nieco później dziadek zadzwonił do Nany z prośbą, czy mogłaby mnie przywieść, bo może uda mi się zrobić coś z tym „przeklętym psem”. W drodze do dziadka siedziałam cały czas na brzegu siedzenia, popychając deskę rozdzielczą, żeby samochód jechał szybciej. Kiedy Nana zajechała swoim sapiącym chevroletem nova na piaszczysty podjazd, zobaczyłam niebieską sponiewieraną furgonetkę ojca zaparkowaną pod samotną sosną nieopodal domu dziadków. Gdy wysiadłam, moje uszy przeszyło żałosne zawodzenie. Rozdzierało spokój południa, aż włos mi się zjeżył na głowie. Z tyłu furgonetki stał Śnieżek, wyciem oznajmiał światu swój ból i rozpacz. Dziadek miał nadzieję, że na mój widok się uspokoi, lecz Śnieżek i ja nigdy nie byliśmy aż tak sobie bliscy. Zrobiłam wszystko, co w mojej mocy, żeby go pocieszyć, ale to nic nie pomogło.

Kiedy tak na próżno usiłowałam uspokoić żałość Śnieżka, dziadek wskazał na niego palcem powykręcanym reumatyzmem i powiedział:

- Ten pies jest niesamowity. Prawdopodobnie uratował życie Twojemu ojcu

Dziadek opowiedział nam, że do zagrody zapędzili już całe stado, poza bykiem. Uparty zwierz nie chciał do niej wejść, mimo że Śnieżek i pozostałe psy robiły, co mogły, żeby go zagonić. Dziadek sądził, że to panujący tego dnia upał rozjuszył byka. Cierpliwość zwierzęcia się wyczerpała, więc byk odwrócił się i zaatakował stojącego niedaleko ojca. Zaskoczył tatę, przewrócił go na ziemię i stratował. Kiedy byk bił kopytem o ziemię, przygotowując się do następnego uderzenia, pomiędzy niego a ojca wpadło coś białego. Warcząc na rozeźlonego byka, Śnieżek zainstalował się przed ojcem. Potem z porażającym warczeniem, rzucił się na byka, odganiając go dalej. Dziadek powiedział, że dzięki Śnieżkowi tato miał dość czasu, by wczołgać się pod stojącą w pobliżu furgonetkę. Śnieżek przydreptał do samochodu, pod którym ukrył się ojciec, i niczym wilk odpędzał kolejne ataki byka. Razem z Tygrysem i Niedźwiedziem – psem mojego stryja – nie pozwolił bykowi zbliżyć się do furgonetki, dopóki dziadek ze stryjkiem nie wydobyli taty. Nieco później, po południu, mama wróciła do domu z tatą i cała rodzina odetchnęła z ulgą, dowiedziawszy się, że obrażenia taty nie są poważne. Śnieżek natomiast był niepocieszony, dopóki mama nie wpuściła go do domu, żeby mógł odwiedzić ojca. Podreptał bezgłośnie do sypialni i cicho położył głowę na łóżku rodziców. Tato poklepał go i podziękował mu za uratowanie życia. Usatysfakcjonowany Śnieżek wymaszerował z pokoju z „psim uśmiechem” na pysku.

Niestety, Śnieżek nie był w stanie uratować taty sześć lat później, gdy ojciec zginął podczas pracy. Tego strasznego dnia wierny pies jak zwykle zajął swoje miejsce na końcu podjazdu, oczekując powrotu pana. Na jego mordce malowało się zakłopotanie, gdy na podjazd zajeżdżały kolejne samochody. Mogłam czytać w jego myślach: „Tyle samochodów, tylu ludzi, ale gdzie jest mój pan?”. Nie zrażony czuwał do późnej nocy, cały czas wpatrzony w drogę. Kiedy ojciec zmarł, coś się stało ze Śnieżkiem – postarzał się. Tak jakby miłość i oddanie, jakimi darzył ojca, przydawały mu młodości i woli życia. Przez dwa lata po śmierci ojca dzień w dzień pies szedł na swoje miejsce na podjeździe, by czekać na pana, który nigdy już nie miał powrócić. Żadne namowy ani błagania nie były w stanie go przekonać, by porzucił swoją wartę, nawet jeśli pogoda była brzydka.

Niebawem dla mnie i dla mamy stało się jasne, że Śnieżek zaczyna mieć trudności z poruszaniem się. Masa, jakiej przez lata się dorobił, dawała się we znaki stawom biodrowym. Już samo kładzenie się czy wstawanie było nie lada wysiłkiem, a jego niegdyś sprężysty krok zamienił się w pokuśtykiwanie. A mimo to wracał każdego dnia na swój posterunek na podjeździe. W końcu nadszedł dzień, gdy nie mógł już wstać o własnych siłach. Wył z bólu i frustracji, kiedy z mamą pomogłyśmy mu się podnieść. Kiedy złapał równowagę, stary psiak, wpatrzony w swój cel, powlókł się na swoje stanowisko.

Przez dwa miesiące pomagałyśmy mu wstawać. Wreszcie ze łzami w oczach uznałyśmy, że czas położyć kres cierpieniom czternastoletniego pasterskiego psa. Syn naszego sąsiada był weterynarzem, więc poprosiłyśmy go, żeby przyszedł i dał Śnieżkowi zastrzyk. Śnieżek leżał na podłodze, z głową na kolanach mamy i oczyma pełnymi miłości i zrozumienia. Czuliśmy, że wie, co się stanie.

Kiedy weterynarz zrobił mu zastrzyk, po raz pierwszy od śmierci ojca uśmiechnął się swoim „psim uśmiechem”, po czym cicho zasnął w ramionach mamy.

Ściskało nas w gardle, gdy owijałyśmy ciało dzielnego psa w stary koc. Pochowałyśmy go na końcu podjazdu, w miejscu, gdzie tyle lat czuwał. Wszyscy zebrani u jego grobu uznali, że Śnieżek się uśmiechnął, ponieważ wiedział, że znowu będzie z tym, kogo kochał najbardziej na świecie. Jeżeli istnieje jakieś zwierzęce niebo, a mam nadzieję i mocno wierzę, że tak jest, to wyobrażam sobie w nim ojca razem z ukochanym psem, cieszących się na powrót swoim towarzystwem – tym razem już na zawsze.



Debbie Roppolo


Opowiadanie pochodzi z książki "Balsam dla Duszy miłośnika psów" wydawnictwa REBIS

Przekopiowane ze strony : [link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez michalina&Valar dnia Śro 9:47, 31 Mar 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
michalina&Valar




Dołączył: 27 Lis 2007
Posty: 1093
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pruszków/Warszawa

PostWysłany: Śro 13:59, 10 Mar 2010    Temat postu:

...aha, dodam tylko, że jest to jedno z opowiadań, które faktycznie miało miejsce. Cała książka składa się z tego typu relacji. Książka jest do dostania na naszym rynku księgarskim (również w sklepiku Dogomani). Przyznam się, że czytając to opowiadanie spłakałam się jak bóbr Confused, a podobno wiele innych opowiadań w tej publikacji jest w podobnym tonie. Recenzje osób, które przeczytały tę książkę są takie, że: "bez zapasu chusteczek higienicznych lepiej jej nie zaczynać czytać".

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
SANDRA
Hodowla ALPEN ANGEL



Dołączył: 10 Sty 2007
Posty: 1885
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Śro 14:20, 10 Mar 2010    Temat postu:

michalina&Valar napisał:
Przyznam się, że czytając to opowiadanie spłakałam się jak bóbr Confused.


Ja też ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
liski_dwa@tlen.pl




Dołączył: 16 Kwi 2009
Posty: 818
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Poznań

PostWysłany: Śro 19:09, 10 Mar 2010    Temat postu:


tak się spłakałam, a na miejscu Śnieżka widziałam oczywiście mojego Szejkusia


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez liski_dwa@tlen.pl dnia Śro 19:23, 10 Mar 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum BIAŁY OWCZAREK Strona Główna -> O całej reszcie Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin